czyli o tym jak pogorszyć swoją sytuację.
wtorek
-Jean wstawaj!- zawołał mój ojciec. Otworzyłam powieki i próbowałam przyzwyczaić się do światła, które wpadało przez niezasuniętą roletę. Znowu zapomniałam o tym przez czytanie książki. Od kąt pamiętam mama czytałam mi przed snem. Kiedy umarła, czyli 11 lat temu, musiałam sama sobie czytać.
Mała brunetka słuchała muzyki wydobywającej się z radia. Tańczyła przy tym, udając baletnice, ponieważ właśnie skończyła oglądać bajkę o tancerkach. Była szczęśliwa, bo za chwilę miała do niej dołączyć najwspanialsza kobieta. Jej matka, zawodowa tancerka, uczyła dziewczynkę podstawowych kroków, gdy wracała z pracy. Miało to właśnie nastąpić kilka minut temu. Niestety kobieta się spóźniała.Brunetka nie zwracała uwagi, że jej ojciec, który przygotowywał obiad właśnie rozmawiał przez telefon. Nie zwracała uwagi na to, że z oczów mężczyzny wydostają się łzy. Zrobiła to dopiero wtedy, kiedy baterie w radiu się skończyły.
Wstałam i wierzchem dłoni otarłam pojedyńczą łzę. Zabrałam bluzkę ze spodniami oraz bieliznę i poszłam do łazienki. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą. Ubrałam się i zeszłam po schodach na dół gdzie znajdowała się kuchnia.
-Cześć- przywitałam się. Ojciec siedział koło białego stołu z drewna i pił kawę. Na blacie leżała gazeta, którą pewnie już zdążył przeczytać. Maniak prasy.
Otworzyłam lodówkę i próbowałam znaleźć coś co nadawałoby się do jedzenia. Z westchnieniem stwierdziłam, że dzisiaj zjem chyba tylko jabłko. Odwróciłam się i ów owoc zabrałam z metalowego koszyczka. Ugryzłam zieloną skórkę i rozkoszowałam się kwaśnym smakiem papierówki.
-Dzisiaj cię nie podwiozę, bo muszę być wcześniej w firmie- powiedział ojciec, przerywając ciszę. Od śmierci mamy w ogóle nie ma dla mnie czasu. Za bardzo przypominam mu jego zmarłą żonę. Zawala się pracą i siedzi w firmie od rana do nocy. To bardzo bolało, ale wyzbyłam się części emocji. Jedak czasami one powracają ze zdwojoną siłą. Wtedy wybucham i jestem zdolna do wszystkiego. Żeby się uspokoić potrzebuję czasu. Zazwyczaj po dwóch dniach wszystko mija. Znów staję się oziębłą suką. Niestety od niedawna coraz częściej emocje przejmują nade mną kontrole. Jak gdyby ktoś lub coś je uaktywniało. A może to po prostu aura tego miejsca?
Ocknęłam się z myśli i stwierdziłam, że przez jakiś czas stoję na pierwszym schodzie. Pokręciłam głową i udałam się do mojego pokoju. Zabrałam bluzę i resztę potrzebnych rzeczy. O 7:30 wyszłam z domu, kierując się w stronę szkoły. Mijając pierwszy kosz, wrzuciłam do niego ogryzek. Po kilku minutach byłam już pod budynkiem. Mimo, że tak bardzo go nienawidziłam to jednak prezentował się bardzo dobrze. Czerwone cegły dodawały uroku, a zielony plac trawy z drzewami i stolikami powodował pozytywne emocje w nowo przybyłych uczniach.
Przekroczyłam próg szkoły. Było mało osób więc ze spokojem szłam do mojej szafki. Pomyślałam o wczorajszym dniu i mimowolnie się zaśmiałam. Chciałabym zobaczyć minę Malika, kiedy zobaczył swoje zniszczone dzieło. Ponownie wybuchłam śmiechem, a sprzątaczka, która właśnie szła korytarzem, dziwnie się na mnie popatrzyła.
-Co się gapisz?- warknęłam. Kobieta nic nie odpowiedziała tylko przyśpieszyła kroku i odeszła. Dlaczego ludzie są tak żenujący?
Siedziałam pod drzewem i jadłam swój lancz, w postaci wysoko kalorycznego batona. Jak na razie dzień mijał bardzo spokojnie. Nie widziałam Malika i nikt nie próbował zepsuć mój dobry humor. Wszytko by było idealnie gdyby nie ów osobnik z lokatym kolegą, zmierzający w moją stronę. Przeklnęłam w myślach i zaczęłam ich ignorować. Studiowałam etykietę opakowania i myślałam o wszystkim oprócz Maliku. Prawie mi się to udało lecz odgarniając włosy mój wzrok zawiesił się na ciele mulata. Chłopak razem z loczkiem i kilkoma dziewczynami siedział na trawie. Skąd one się tam wzięły? Nagle czarnowłosy zrobił coś, za co mam chęć zabijać. Puszkę po piwie i opakowanie po czipsach rzucił do kosza. Nie trafił, a śmieci opadły na trawę. Oczywiście nie ruszył się, chociaż dzieliło go zaledwie kilka kroków od pojemnika. Fuknęłam i podniosłam się z mojego miejsca zmierzając w stronę grupki ludzi. Moje 'uczulenie' na ludzi nie szanujących przyrody właśnie dało o sobie znać.
-Podnieść to- warknęłam do chłopaka, wskazując na śmieci. Ten obrzucił mnie znudzonym spojrzeniem.
-Nie- odparł.
-Zayn kim jest ta wariatka?- zapytała jedna z dziewczyn i wskazała palcem na mnie. Typowa lala. Nawet pies ma większe IQ niż ona. Zignorowałam ją i patrzyłam na... Zyna? Chyba tak ma na imię.
-Nikim, francuzeczka jest nikim- odparł mulat i posłał mi wyzywające spojrzenie.
-Więc jeśli nie potrafisz podnieść głupiego śmiecia to zrobię to sama- powiedziałam w pełni spokojnym tonem. Co z tego, że moje pięści były ściśnięte i gotowe by przywalić Malikowi i tej dziewczynie. Schyliłam się i zrobiłam to co wcześniej powiedziałam. Chciałam odjeść, ale Zayn jeszcze się odezwał.
-O wiele lepiej jest patrzyć na twój tyłek, kiedy się schylasz- cóż tym razem mu przywalę. Powoli odwróciłam się i napotkałam cwany uśmiech na twarzy mulata. W myślach liczyłam do 10 by nie wybuchnąć. Nagle w mojej głowie pojawił się bardzo ciekawy pomysł. Z uśmiechem na twarzy podeszłam do kosza i jednym zgrabnym ruchem pchnęłam go. Cała jego zawartość wylądowała na Zaynie i tej dziewczynie.
-A teraz? Przyznasz, że było zdecydowanie lepiej- powiedziałam i odeszłam. Myśli ciągle zajmowała mi wściekła twarz chłopaka.
-Zemszczę się!- krzyknął za mną na co zaśmiałam się głośno. Palant...
Od autorki: Szczerze? Miałam nadzieje, że ten rozdział wyjdzie lepiej od wcześniejszego, ale dalej jest denny. Nie wstawiałabym go tutaj, ale już dość się naczekaliście! Teraz nic ciekawego się nie działo :c
Przepraszam za błędy, ale nie chcę mi się go sprawdzać (jak zawsze, ale cii). No to chyba tyle...
Do następnego rozdziału!
Vic